Jak osiągnąć sukces?

Jak zmienić swoje życie i osiągnąć wszystko? Moja historia sukcesu.

Bez wątpienia mogę powiedzieć, że jestem człowiekiem, który osiągnął sukces. Czy duży, czy mały? Trudno powiedzieć, bo dla każdego sukces pisany jest inną miarą, ale ja go osiągnąłem już bardzo dawno temu. Jeżeli Ty, który to czytasz uważasz, że sukces to stanowisko, władza, pieniądze to tak, o tym jest artykuł i tylko o tym. Jeżeli spodziewasz się tutaj innego postrzegania sukcesu (np rodzina)- to nie będzie ten artykuł. Osiągnąłem sukces i chcę opowiedzieć swoją historię i cechy charakteru. Przekonania, które mnie do tego doprowadziły, ponieważ owszem, pewnych rzeczy można się wyuczyć, a niektóre można mieć wrodzone, ale… najważniejsze to mieć odpowiednio zaprogramowany mózg! To będzie historia od samego początku, bo ja osiągnąłem ten sukces praktycznie na samym początku swojej drogi zawodowej niedługo po maturze ,mimo że już za niecały miesiąc rocznikowo będę miał 32 lata.

Czemu uważam, że osiągnąłem sukces?

W momencie, gdy piszę te zdania i jest schyłek 2017 roku mam ponad 30 lat i praktycznie od… chwila chwila muszę spojrzeć na swojego LinkedIna, bo sam już nie pamiętam – jak długo zarządzam ludźmi.

Czyli prosta matematyka – pierwszy awans na “Dyrektorskie” stanowisko miałem w wieku 21 lat, ale jak to wszystko się zaczęło? Dodam dodatkowo, że miałem czas jeszcze na naprawdę sporą ilość imprez, na kilka związków i poznawanie czego chcę tak naprawdę prywatnie, bardzo dużo wyjazdów zagranicznych. Nie byłem i nie jestem “robotem korporacyjnym”, ale po prostu zaoszczędziłem sporo czasu.

Początki – czyli jakim byłem dzieciakiem?

Moje miasto rodzinne gdzie się wychowałem

Pochodzę ze miasta na północy kraju, gdzie dorastałem. Nie ma co ukrywać-nie pochodzę z żadnej zamożnej rodziny ani specjalnie szczęśliwej. Ojciec z matką jak pamiętam, skakali sobie do gardeł i nieustannie kłócili o pieniądze najczęściej oraz o to, kto ma się zajmować mną i siostrą. Powiedziałbym wręcz, że typowa rodzina “Januszy” gdzie oboje pracowało/uje w budżetówce. Zawsze jednak mnie korciło do tego, że skoro ta kasa jest taka fajna, to trzeba coś robić w życiu by jej sporo mieć. Byłem raczej dzieciakiem, który lubił czytać, chodził często do biblioteki (tak wiem, niesamowite! Ciekawe ile dzieciaków chodzi teraz do biblioteki?). Normalny leworęczny dzieciak z naprawdę paskudnym pismem.

Uczyłem się nawet dobrze… do czasu kiedy otrzymałem od chrzestnego pierwszy modem, czyli miałem dostęp do Internetu. Wtedy w szkole spadłem ze średniej 5,4 do średniej 3,8 i totalnie tego nie żałuję.

Wtedy też jako absolutny dzieciak prowadziłem swój mini biznesik i zarabiałem jakieś 1500-2000 zł na własne kieszonkowe. Owszem bywały miesiące gdzie było tego więcej, ale wtedy też starałem się podejmować inwestycje. Zacząłem tę “zabawę” w roku 2000 a skończyłem w 2003. Gdybym wtedy miał taką wiedzę jak mam teraz to z pewnością już dawno siedziałbym na emeryturze, popijając drinki z palemką gdzieś na Karaibach. Miałem kilkanaście lat, więc nie miałem bladego pojęcia o tym jak to robić, ale było mi wygodnie, że na wszystko mnie stać – nie brałem kieszonkowego od rodziców.

Lubiłem zmieniać świat…

To nie było moje jedyne zajęcie w szkole średniej, ponieważ dodatkowo dorabiałem w kawiarence internetowej (w zasadzie trzech) jako helpdesk. Wykonałem 2-3 strony internetowe dla lokalnych firm (nawet nie pamiętam teraz jak to się stało, że nauczyłem się HTML’a). Po prostu lubiłem pieniądz.

Chciałem jednak od świata czegoś więcej… dlatego bardzo kręciła mnie polityka (całe szczęście przed wyprowadzką do Warszawy, zaraz po maturze skończyłem ten romans). Zapisałem się do młodzieżówki partii, której nie wymienię nazwy (ale nie jest to żadna partia obecnie w parlamencie ale raczej taka co ma podejście intelektualne do wielu tematów i centrowe poglądy). Nie zajmowaliśmy się naturalnie dużą “polityką” a bardziej działalnością społeczną, inicjatywami lokalnymi, edukacją z zakresu Unii Europejskiej etc.

Co dzięki temu zyskałem? Przede wszystkim możliwość podpatrzenia różnych schematów jak działa społeczeństwo, jak podejmowane są decyzje. Przeszedłem wiele szkoleń z perswazji, erystyki (sztuki prowadzenia sporów) czy medialnych. Dość szybko awansowałem (po roku) na wiceprzewodniczącego szczecińskiego oddziału.

W międzyczasie ogarniałem jeszcze różne inne prace dorywcze w liceum takie jak np. ankieter SMG/KRC po godzinach. Miałem sporo szkoleń, wiele przeczytanych książek na temat komunikacji i CV, którym po maturze mogłem obdzielić przynajmniej kilka osób. Nie były to oczywiście etatowe zajęcia ale doskonale wiedziałem, że będą przydatne dla pracodawców.

No kurde! Nie byłem normalny… Prawda?! 🙂 Cały czas piszemy o kolesiu, który jeszcze nie miał 19 lat.

Szczecin mnie dusił. Chciałem jeszcze więcej…

Powodów, dla których po maturze chciałem wyjechać ze Szczecina było kilka. Jednym z nich była oczywiście chęć wyrwania się z domu, bo miałem dość mieszkania z rodzicami i ich kłótni. Chciałem uciec jak najdalej a Warszawa zawsze mnie fascynowała bo widziałem w niej takie mini “centrum zarządzania wszechświatem” bo właściwe “centrum” to był Londyn, który wtedy jeszcze autokarem zwiedziłem. Tak, do tej pory uważam, że to “centrum zarządzania wszechświatem”  🙂

Kolejnym z powodów, dla których chciałem wyjechać to była chęć zrobienia kariery. Zajmowania się “czymś więcej”. Już wtedy wiedziałem, że chcę pracować w reklamie i marketingu (głównie internetowym). Chociaż wszyscy absolutnie pukali mi w łeb, że w tej Warszawie to praca nie czeka na każdego, że to nie jest takie łatwe.

“Warsaw dream” dla dzieciaka z mniejszego miasta wydawało się wyzwaniem. Tu wydawało mi się, że jest nasze krajowe “centrum zarządzania wszechświatem”

Oczywiście zmontowałem piękne CV, zdjęcie z klasy maturalnej i… zacząłem je rozsyłać. Oczywiście miałem w nosie ogłoszenia o pracę. Po prostu wiedziałem, że muszę się wybić i zaaplikować tam gdzie nikt nie aplikuje. To oczywiste, że jeżeli ktoś aplikuje na ogłoszenie to konkurencja jest większa. Pisałem o tym także w artykule: Znajdź pracę marzeń i bądź człowiekiem sukcesu.

No to telefon się rozdzwonił oczywiście, miałem zaproszenia na rozmowy. Całe szczęście przydała się działalność w tej organizacji młodzieżowej bo w Warszawie był już człowiek, który też bywał w szczecińskim oddziale. Zaoferował się, że przekima mnie na czas szukania pracy.

Długo się nie zastanawiając wsiadłem do pociągu z dosłownie 300 zł w kieszeni i pojechałem do Warszawy mając ze sobą niewielką torbę i garnitur ze studniówki 😉

Pierwsza szkoła życia. Kasa skończyła się dość szybko.

Byłem daleko od domu, a że lubiłem sobie zawsze dobrze zjeść to po prostu wydałem kasę mega szybko na jedzenie (jak pół dnia byłem na rozmowach to trzeba było jeść na mieście) oraz… dojazdy taksówką na rozmowy o pracę. W zasadzie nie wiedziałem na ile przyjeżdżam przekimać u kumpla na podłodze. Kasa skończyła mi się po… 4 dniach. Zostało mi tylko i wyłącznie na powrót do Szczecina, drugą klasą osobowym oraz jakieś 1-1,5 zł dziennie przy założeniu, że będę tam jeszcze koło 1,5 tygodnia.

DRAMAT!!!

Nie zapomnę jak przechodziłem w Warszawie koło Mariottu w podziemiach dworca centralnego i były tam hot-dogi za 1,5 zł. Pamiętam ten zapach i jak marzyłem wtedy by zjeść tego jebanego hotdoga, ale szybko obliczyłem że taki hotdog nie wystarczyłby mi na cały dzień, dlatego musiałem szukać pokarmów, które będą miały większą konwersję na najedzenie się.  To był rok 2005, więc ceny też były odpowiednio niższe.

Przechodząc podziemiami dworca centralnego marzyłem chociażby o głupim hotdogu za 1,5 zł, ale nie bardzo było mnie wtedy stać… (źródło zdjęcia: onet.pl)

Pamiętam, że schudłem przez te 2 tygodnie około 6-7 kg z głodu. Nie było to na bank zdrowe. Nie mam pojęcia jak to zrobiłem ponieważ byłem chudym szczupakiem. To oczywiste, że w tym wieku przemiana materii jest bardzo szybko, dlatego raczej wystawały mi żebra a po tej przymusowej głodówce wręcz widać mi było żyły na głowie. Jak wróciłem do Szczecina to byłem absolutnym cieniem człowieka: wymęczony, wychudzony ale zadowolony. Później dowiecie się dlaczego.

Głodny, ale rozmów o pracę miałem od groma!

Nie byłem zaskoczony, że rozmowy były. Wiedziałem konkretnie co chcę robić, że chcę pracować w marketingu, albo reklamie albo w ogóle reklamie/marketingu internetowym bo w tym także miałem doświadczenie bardzo konkretne i to mnie kręciło. Wpływanie za pomocą reklamy i komunikacji na masy. Byłem wtedy po lekturze kilkunastu książek na ten temat i niesamowicie mnie to “podniecało”. Tak naprawdę to trenowałem na mojej mamie, która nie chciała mnie za nastolatka puszczać na imprezy do późnych godzin nocnych. Wiadomo, że dla nastolatka właśnie to jest wtedy najważniejsze i zrobi wszystko aby nie czuć się wykluczony społecznie.

Wysłałem około 200-250 CV do dość mocno wyselekcjonowanych firm z branży alkoholowej (:D) lub agencji reklamowych, marketingowych. Wcześniej zrobiłem sobie oczywiście szczegółową bazę danych gdzie aplikowałem.

Nie zawsze byłem tak elegancki na rozmowach o pracę 🙂 ale na ich ilość nie narzekałem

Miałem rozmowa za rozmową i powiem szczerze ta kasa nie poszła tylko na jedzenie, ale na dojazdy taksówką na te rozmowy. Nie było wtedy czegoś takiego jak dojadę ani Google Maps  (ok było, ale w 2005 wystartowało dopiero i nie działało jeszcze dobrze poza tym nie jestem pewien czy było w Polsce). W związku z tym gdy tylko dostawałem telefon i miałem jechać na jakąś “dziką” ulicę to czułem stres bo nie zdawałem sobie sprawy, że Warszawa jest AŻ tak rozległa i mogę komunikacją miejską jechać nawet do 1,5 h! Naturalnie wtedy jeszcze laptopy też nie były tak rozpowszechnione, dlatego aby porozsyłać więcej CV musiałem iść do kawiarenek internetowych… w tym za dużym garniturze ze studniówki 🙂

“Ile Pan chce zarabiać…? ILE?! Może Pan powtórzyć?!?!”

No właśnie… Byłem bardzo pewny siebie i jak na faceta, który nie wiedział jeszcze czy zdał maturę to krzyczałem bardzo dużo (oczywiście zdałem bardzo dobrze, ale wątpliwości były zwłaszcza do j. polskiego. Pierwszy rocznik, który zdawał nową maturę więc wiecie…). Pamiętam, że obliczyłem sobie że potrzebuje 3000 zł na rękę aby utrzymać się w stolicy. Pomimo dużego entuzjazmu do mojej osoby nie zadzwonił nikt gdy tyle krzyczałem.

Dla mnie jako 19 latka 3000 zł na rękę pensji nie wydawało się specjalnie dużo. Dla potencjalnych pracodawców było…;)

Rozmowy były jedna za drugą, a ja potrzebowałem szybko decyzji i kasy. Była połowa czerwca, a ultimatum rodzice postawili mi, że jak do końca miesiąca nie znajdę pracy to wracam do Szczecina i swoje życie inaczej mam pokierować. Nie bardzo miałem z czym dyskutować bo i tak nie miałem kasy na siedzenie dłużej.

Stwierdziłem… dobra, to trzeba trochę zjechać z oczekiwań i zejść do 2,5k na rękę. Widziałem już, że to była kwota w zasięgu ręki większej ilości firm.

Czas ultimatum biegł nieubłaganie. Był 26 czerwca a ja wciąż nie miałem pracy i nie wiedziałem co będzie dalej. Poszedłem na jedną z ostatnich rozmów gdzie miałem zaproszenie – do importera win z całego świata. Tam już taki na maxa zrezygnowany powiedziałem: “Ok, niech stracę… chcę zarabiać 2000 zł na rękę”.

Na następny dzień dostałem telefon od Prezesa tej małej rodzinnej firmy, który był Duńczykiem. Oferta pracy czekała na mnie na mailu.

Ależ byłem szczęśliwy i podjarany tym faktem. Zdębiałem jak zobaczyłem stanowisko: “Kierownik IT&Marketing”. Rozumiecie?! KIEROWNIK! Pomyślałem “WOW, ale zajebiście!!!”.

Zadzwoniłem do rodziców po podpisaniu umowy o pracę w… ostatni dzień ultimatum czyli 30 czerwca! Mówiąc: “Kto jest debeściak?! A nie mówiłem, że znajdę tą pieprzoną pracę!? Mam właśnie w ręku umowę o pracę na kwotę 2 tysiące na rękę i jestem gdzieś na zadupiu Warszawy!”

“Warsaw Dream” rozczarował, ale wiele nauczył

To był importer win, a ja o winach nie wiedziałem totalnie nic poza tym, że można się nimi nawalić bo mają alkohol oraz są kwaśne. Prawdę mówiąc wolałem słodkie wina od wytrawnych czerwonych, ale ok. Miałem odpowiadać za sklep internetowy tej firmy, wszystkie kwestie związane z IT w centrali oraz w kilku okolicznych sklepach, a także obsługę plotera laserowego. Nie było to moje wymarzone zajęcie, bo za mało w tym wszystkim było tego ecommerce i marketingu internetowego. Czytałem bardzo dużo i zasypywałem Dyrektora Handlowego i właściciela pomysłami co zrobić z tym sklepem aby bardzo mocno powiększyć obroty.

Po spróbowaniu setek gatunków – pokochałem czerwone wino. Najbardziej włoskie Chianti i francuskie Cothes Du Rhon.

Starałem się na maxa bo byłem pełen idei i chciałem tak jak teraz zmieniać świat i swoje życie oczywiście. Niestety nie mogliśmy się dogadać z ówczesną kadrą kierowniczą i wiedziałem, że to nie jest miejsce dla mnie ale… trochę wyciągnąłem z niego:

  • nauczyłem się jak się pije wino, rozróżniać szczepy a przede wszystkim nauczyłem się pić czerwone wino bo spróbowałem kilkaset gatunków
  • zrozumiałem, że zapał i energia to nie wszystko jeżeli nie trafi się na odpowiednich partnerów do “podbijania świata”
  • uświadomiłem sobie, że zarabiałem za mało a pomimo to miałem jedną z większych pensji w tej firmie ale byłem bardziej “głodny”.

Nie będę opisywał swojego życia prywatnego bo to też była burzliwa historia ale może innym razem.

Trzeba zacząć szukać innej pracy…

Gdy już po 8 miesiącach wiedziałem, że trzeba stamtąd delikatnie mówiąc spierdalać bo nie uszczęśliwiała mnie robota tam a jedynie dołowała to stwierdziłem OK. Rozplanuje to tym razem inaczej i bardziej z głową. Co zrobiłem:

  • Przez około miesiąc każdego dnia tworzyłem sobie bazę danych potencjalnych agencji reklamowych/internetowych oraz osób decyzyjnych w każdej z nich. To był czas gdy królował GoldenLine (jeszcze żyje ten serwis, ale już niedługo śp.) oraz śp. Grono.net.
  • Zainwestowałem w zrobienie sobie zajebistej strony internetowej (w domenie PL z moim imieniem i nazwiskiem) w prawie nieużywanej obecnie technologii Flash (animowana) od kumpla ze Szczecina za 500 zł, która była moja interaktywną wizytówką / CV, które miało sprzedać moją osobę.
  • Miałem kupon do Google Adwords na 200 zł aby zrobić sobie kampanię na słowa kluczowe
  • Zainwestowałem 50 zł w reklamę na Grono.net
  • Wywiesiłem plakaty z tekstem: “Zatrudnij specjalistę od e-marketingu z sukcesami! Wejdź na www.imienazwisko.pl ” 
  • Zrobiłem marketing szeptany na forach…

Następnie stwierdziłem OK…. jak będzie tak jak ostatnio to trzeba wziąć 2 tygodniowy urlop by swobodnie chodzić po rozmowach. Owszem wziąłem… ale już przed samym urlopem przygotowałem sobie ZAJEBISTY e-mail, w którym nie przekonuje, że jestem najlepszym kandydatem ale po prostu opisuje w postaci case study (studium przypadku) kampanię reklamową a raczej działania marketingowe promujące moją własną osobę i efektywność jaki dawał mi każdy kanał marketingowy.

Moja najlepsza kampania? Autopromocja własnej osoby!

Co się wydarzyło? Miałem dużo wyższy odsetek firm, które się odezwały i zaprosiły na rozmowę. Na 40 wysłanych maili… nie pamiętam ile miałem telefonów ale pracę dostałem po 4 wysłanym mailu z CV oraz studium przypadku.

Muszę podkreślić, że nie miałem wtedy nawet skończonych 20 lat (brakowało mi kilka miesięcy ). Sam w swojej karierze zawodowej zatrudniałem ludzi na to samo stanowisko i… nigdy nie zatrudniłem tak młodej osoby jak ja wtedy byłem. Dlaczego? Nie aplikował żaden taki młodzieniaszek oraz w taki sposób.

Udało się! Dostałem pracę w marketingu internetowym

To była agencja interaktywna zatrudniająca kilkanaście osób należąca do dużych grup mediowych w Polsce. Cała firma to była korporacja zatrudniająca 300 osób ale nie mogę powiedzieć, że pracowałem w korporacji bo nie odczuwałem tego tak.

Najważniejsze dla mnie jednak było, że nareszcie spełniam swoje marzenie i pracuje w marketingu internetowym. Tak naprawdę to właśnie teraz rozpoczęło się moje życie zawodowe.

Bardzo dużo czytałem – nie tylko o uwodzeniu Kobiet 😉 (chociaż tych książek miałem chyba z 15-20) ale przede wszystkim o marketingu, reklamie internetowej, osiąganiu sukcesu, zarządzaniu. Miałem pracę na stanowisku Account Manager co bardziej po polsku oznacza Menadżer klienta biznesowego. Obsługiwałem pracowników działu marketingu w różnych firmach (raczej wszystkie rozpoznawalne, część z nich to międzynarodowe korporacje) w zakresie reklamy, działań e-marketingowych i ogólnie pozyskiwania klientów za pomocą internetu.

Taki byłem dumny, że w końcu udało mi się to do czego zmierzałem!

Uwielbiałem ten moment, ponieważ rozmawiałem z ludźmi, którzy chcieli mnie słuchać i chcieli wdrażać rekomendacje jakie im dawałem aby odnieść sukces.

No właśnie jak mowa o sukcesach to w zasadzie po kilku miesiącach zacząłem już bardzo ładnie zarabiać z prowizji – po 5-6 tysięcy złotych prowizji poza pensją podstawą. Przypominam, że miałem wtedy 21 lat i był to przełom 2006 i 2007 roku.

Bardzo ważne: Musisz być jak najbliżej koryta!

Miałem ogromnego farta, że trafiłem na firmę która może nie tyle miała problemy finansowe ale z jednej strony opuścił ją Prezes i tymczasowo został wyznaczona nowa osoba zarządzająca. Inni pracownicy widzieli to więc zaczęły się odejścia… ale ja twardo nie miałem takich zamiarów. Gdy odchodziły kolejne osoby a nowe trudno było zatrudnić tak szybko to wiadomo, że ktoś musiał przejąć ich pracę i podczas podziału klientów ZAWSZE walczyłem o to by obsługiwać tych najbardziej znanych bo wyszedłem z założenia że jak znany klient to będzie miał najwięcej pieniędzy = najwięcej możliwości wykazania się = wyższa prowizja.

To miało jednak swoje skutki uboczne, ponieważ w wieku 21 lat pracowałem dla gigantycznych korporacji i współtworzyłem z nimi strategie e-marketingowe ale też przez te odejścia byłem zmuszony pracować 18h dziennie! Dosłownie… Siedziałem w biurze do 20, następnie wracałem zjadłem coś i znowu musiałem siedzieć przy laptopie do 2-3 w nocy.

Nie narzekałem jednak bo czułem że to dla mnie ogromna szansa. Dzisiaj już wiem, że… osoby dużo starsze np. bliższe 30-stki po prostu by się na maxa zbuntowały i nawet nie mogły tyle pracować. Ja wiedziałem, że to zbyt długo nie potrwa dlatego muszę wykorzystać szansę.

Oczywiście już wtedy w wieku 22 lat, dzięki temu moja prowizja była już 5 cyfrowa. Natomiast dzięki temu, że miałem sukcesy, obsługiwałem w pewnym momencie najważniejszych klientów tej agencji to siłą rzeczy gdy przyszła kolejna osoba zarządzająca (tym razem z doświadczeniem, jak się okazało niesamowity autorytet i jeden z twórców tego rynku w ogóle)  bylem naturalnym partnerem do rozmów o przyszłości i rozwoju tej firmy. Szybko wtedy awansowałem na Dyrektora Handlowego. Dostałem znowu kolejną podwyżkę oraz możliwość zatrudnienia do siebie kilku osób.

Non stop zasypywałem pomysłami na rozwój biznesu ówczesnego Prezesa, bo mnie to po prostu kręciło. Uwielbiałem rozmawiać z klientami o ich potrzebach, bardzo dużo czytałem zarówno z polskich jak i zagranicznych źródeł.

 Nie osiągniesz sukcesu zawodowego jeżeli NIE CZYTASZ! Nie kształcisz się w swojej dziedzinie na eksperta!  

To był dość zabawny czas, ponieważ przez te roszady na górze które były to nikt nie wiedział ile mam lat! To było w tym wszystkim najzabawniejsze bo ja naturalnie ubierałem się oraz z racji zawodu/doświadczenia też zachowywałem na dużo starszego. Byłem dzieciakiem 22 letnim, a wszyscy na korytarzu myśleli że miałem 30-32 lata. Bynajmniej nie z powodu wyglądu, ale pełnionych funkcji, sposobu bycia, rozmowy itp. Nie chciałem raczej zbyt wiele osób wyprowadzać z błędu. Schlebiało mi to.

Co mnie odróżniało od innych pracowników tej firmy?

Przede wszystkim nie patrzyłem wyłącznie na czubek własnego nosa czyli abym ja był zadowolony, wyłącznie na swoich klientów tylko mega szeroko – na strategiczne interesy firmy, aby po prostu zarabiała pieniądze. To jest bardzo rzadkie podejście w dzisiejszych czasach, aby pracownik patrzył globalnie zarówno na koszty jak i przychody swojego pracodawcy. Gdybym się wtedy tym nie interesował, nie żył w zasadzie tylko tym, to późniejsza kariera też mogłaby się zupełnie inaczej potoczyć.

Dlatego to bardzo ważne jeżeli chce się zmieniać swoje życie, aby zacząć nie tylko lepiej robić co się robi, ale… być aktywnym we wszelkich polach związanych z zarządzaniem danej firmy. Czy to kwestii sprzedażowych, rozwojowych, marketingowych czy kosztowych. Owszem nie każdy pracodawca to będzie dla Ciebie idealny partner do współpracy, ale warto próbować znaleźć “swoje miejsce”.

Tak – to był okres, w którym pracowałem cholernie dużo i w zasadzie nie miałem czasu dla siebie przez co musiałem przerwać studia wieczorowe (tak, robiłem wieczorowo studia z zakresu reklamy i marketingu) bo z jednej strony nie miałem na nie czasu, energii a najważniejsze to motywacji!

Nie ma drogi na skróty. Musisz ciężko pracować!

Jak miałem mieć motywację do robienia studiów jeżeli wykładowcy byli teoretykami, a nie praktykami i pieprzyli głupoty? Czułem, że tam się wręcz uwsteczniam i co chwila zgłaszałem się jak te głupoty, które oni wygadują wyglądają w tej chwili w praktyce. Oczywiście się wszyscy denerwowali, że podważam ich autorytet. Wiecie co…? Nie zmieniło się do to chwili obecnej – czyli to co gadali te prawie 10 lat temu jest jeszcze bardziej nieaktualne.

Wchodziłem w nowe obszary e-marketingu, rozwijałem produkty, tworzyłem koncepcje nowych biznesów. Szedłem jak burza! Widziałem jednak, że grupa mediowa do której należy ta agencja… rozpada się.

Pokazać się od najlepszej strony najważniejszym osobom

Pierwszy odszedł Prezes, który właśnie we mnie uwierzył i dał awans. Zaproponował mi przejście do firmy, którą rozwijał od strony inwestycyjnej. Wahałem się, bo to była naprawdę mała firma ale:

a) pieniądze były BARDZO DOBRE
b) stanowisko jeszcze lepsze
c) również chciałem odejść…

Dobrze, że te prawie 10 lat temu podjąłem tę decyzję. Dalej to co się działo to już nie jest historia… lecz teraźniejszość, ponieważ zrobiłem naprawdę sporo:

a) Zatrudniłem połowę managerów w tej agencji
b) Stworzyłem kilka niezależnych marek, które miały własny zespół. Jedne z większym sukcesem a inne były porażką
c) Zatrudniłem pewnie ponad 100 osób na przeróżne stanowiska
d) “Wychowałem” kilku naprawdę dobrych managerów
e) Napisałem myślę, że prawie 100 artykułów do prasy branżowej (prasa + Internet).
f) Występowałem jako prelegent na około 5-7 konferencjach
g) Kampanie reklamowe moich koncepcji zdobyły kilka nagród

Od 3 lat jestem Członkiem Zarządu agencji aktywnie zaangażowanym w działania operacyjne, zarządzanie, rozwój. W tym roku zdobyliśmy wszystkie możliwe nagrody branżowe w dziedzinie, którą się zajmujemy.

Drobne podsumowanie gdzie jestem teraz + rady dla innych

Owszem może i zatrzymałem się kilka lat temu w rozwoju, ale… stworzyłem naprawdę sporo. Obserwowałem wiele karier, do wielu doprowadziłem. Od WIELU lat patrzę na wszystko z zupełnie innej perspektywy jak osoba zarządzająca biznesem. Po takim czasie bardzo trudno wejść w mentalność pracownika jeżeli ma się od prawie zawsze rolę szefa. Mogę jednak spokojnie powiedzieć co powoduje takie czynniki sukcesu. Co powoduje, że będziesz zauważony/zauważona i osiągniesz sukces:

a) Jeżeli  jesteś młodą osobą – przed 25 rokiem życia to masz tylko jedno prawo w pracy. Prawo zapierdalać. To bardzo, ale to bardzo brutalne sformułowanie, ponieważ doskonale wiem że dzisiejsze pokolenia chcą zachować tzw. work-life balance czyli jednym słowem balans pomiędzy życiem zawodowym a osobistym.

b) Inwestuj, inwestuj i jeszcze raz inwestuj ale tylko i wyłącznie w wiedzę, książki, spotkania służące wymianie wiedzy.

Musisz być turbo ekspertem w dziedzinie, w której pracujesz. Zapomnij, że nauczą Cię tego studia MBA (chociaż nie twierdzę  – mogą być bardzo przydatne) czy po pójście na jeden/dwa kursy. Musisz spędzić od kilkuset do tysiąca godzin nad nauką nowej dziedziny.

c) Interesuj się nie tylko pracą, którą wykonujesz. Interesuj się wszystkim dookoła z zakresu funkcjonowania Twojego miejsca pracy. Nieważne czy będzie to gospodarstwo rolne, prywatna firma czy może urząd. Im więcej wiesz na ten temat tym lepiej później to wykorzystasz.

d) Zawsze staraj się być jak najbliżej “koryta”  oraz najważniejszych osób czy klientów, które mogą mieć wpływ na Twoją karierę

e) Wychodź z inicjatywą kreatywną. Dlaczego to najprostsza droga do osiągnięcia sukcesu? Ponieważ… Bardzo mało osób to robi. Niestety taka jest prawda, ale bardzo mało osób na rynku pracy po prostu wychodzi z inicjatywą kreatywnych rozwiązań. Jeżeli to robi to BARDZO SZYBKO awansuje i zarabia WIĘCEJ.

Nie ma szans byś zmienił swoje życie i osiągnął sukces jeżeli nie czytasz i nie dokształcasz się ze swojej dziedziny!

Ostatni punkt…. musisz po prostu lubić ludzi. Lubić z nimi przebywać, rozmawiać w ich towarzystwie, być w centrum uwagi wtedy kiedy trzeba i siedzieć cicho też kiedy trzeba.

Jak widzisz na moim przykładzie wszystko jest możliwe. Niczego co osiągnąłem do tej pory nie nazywam szczęściem ani przypadkiem. Wręcz przeciwnie – uważam, że wszystko jest wypracowane. Bez żadnych koneksji, układów, powiązań rodzinnych. Wszystko SAM.

Widzicie w moich działaniach pewien upór i konsekwencję? Uważam, dlatego że osoba która osiąga sukces powinna być z jednej strony głupia a z drugiej genialna.

Dlaczego głupia? To pomoże jej na wstrzymanie oceny logicznej wybranego przez siebie przedsięwzięcia.

Dlaczego genialna? Inaczej nie wyróżni się zbyt wiele. Nie może być typową Grażynką bo nie ogarnie 😉

Ja przyznaje wprost – nie miałem za młodu w głowie osiągania balansu między życiem prywatnym a zawodowym. Najważniejsze było dla mnie wyłącznie osiągnięcie sukcesu i wiecie co…? Byłem z tego powodu zajebiście nieszczęśliwy. Czułem, że życie mi ucieka przez palce, bo nie mam typowego życia jak np 24 latek…ale wiecie co?

Wystarczyło poczekać kilka lat i:

a) Miałem dużo więcej czasu wolnego. Nie musiałem już tyle pracować. Cierpliwość się opłaciła.

b) Mogłem sobie pozwolić na wyjazdy zagraniczne. Np. spontaniczny wyjazd do Kenii na 4 dni
c) Miałem czas także na poznawanie Kobiet, samorozwój w tym zakresie, związki, imprezy. Typowe życie 25-26 latka ale bardziej wygodne wręcz hedonistyczne na maxa bez niczyjej pomocy!

Czy mam być w związku z tym jakiś “ukamienowany”, że wygodniej mi się żyło jako b.młoda osoba? Oczywiście ja też szukałem tego czego chcę od życia. Opisałem to bardziej szczegółowo w artykule: Gdzie poznać drugą połówkę? Tinder i inne gówna. Czyli co robiłem, dlaczego i jakie miałem w związku z tym przemyślenia życiowe.

Co jeszcze możesz wyciągnąć z tego dla siebie? Ja przeszedłem tę drogę w wieku bardzo młodym, ale… u Ciebie nic nie stoi na przeszkodzie byś zaczął/zaczęła zmieniać swoje życie i podejście do niego już od teraz. Nigdy nie jest dla nikogo za późno. Najważniejsze to być zaprogramowanym na odpowiednie tory i mieć takie przykłady, które pokażą:

 Skoro ON potrafił, to czemu mi ma się nie udać? To nie jest kwestia szczęścia ani przypadku, tylko jasno określonej strategii i pomysłu na siebie! 

Pozdrawiam,
kontakt@szczerydobolu.pl